Szczęśliwa kwiaciarka
08.03.2007 - cognac - tony
Pierwsza notka. Że akurat wyszedł Dzień Kobiet było całkowicie niezamierzone. Jednak wykorzystując sytuację, chciałbym się podzielić myślami dotyczącymi tego właśnie dnia.
Zaobserwowałem dosyć ciekawe zachowanie – płeć piękna ma tego dnia to do siebie , że zamiast się cieszyć, że jest świętowana (i to oficjalnie!*), to chodzi nabuzowana przez cały dzień, nie tylko narzekając, że od tego czy tamtego nie dostała kwiatów, ale jeszcze, żeby nie było mało, narzeka na ostatnie lata, w których – o dziwo – od tego i tamtego też nie dostała kwiatka. Dzisiaj, w mojej wielce genialnej szkole, na lekcji polskiego wpadła delegacja (składająca się z dwóch „dżentelmenów”) i wcisnęła nauczycielce kwiaty – jąkając się z lekka, jakby szukając wytłumaczenia swych dziwnych czynów.
* a tutaj małe pytanie: kiedy coś już jest oficjalne?
Byłem też w mieście i z wielką chęcią obserwowałem ludzi… Strasznie dużo ich było wyposażonych w kwiaty! I wtedy przypomniały mi się walentynki… (O, zgrozo!)
Nagłaśniane przez media święta odwracają się od dawnych znaczeń. Najbardziej jest to chyba widoczne w Święta Bożego Narodzenia – jednak nie będę się teraz o nich rozpisywał, przyjdzie i na to kiedyś czas (zgadnijcie, kiedy). Dosyć oczywista jest sytuacja, że modne staje się „krótkotrwałe wywieszanie kolorowych żarówek na drzewka” czy kupowanie jakiś „poduszkowych serduszek”, które i tak nigdy nie zostaną położone pod uszy czy zastosowane w inny wymyślny sposób. Jest to sytuacja dosyć typowa dla krajów o prawie bezgranicznym kapitalizmie i krajów je naśladujących (się kłaniamy, psze Państwa).
Śmiejemy się często z średniowiecza, w którym Kościół sprzedawał swoim wiernym odpusty za całe majątki. Śmiejemy się, jak naiwni byli ludzie… A tym czasem jesteśmy we wcale nie bardzo innej sytuacji, moi drodzy. Czyż Kościoły nie głosiły, że kto nie kupi odpustu, ten pójdzie do piekła? W dosyć podobnym stopniu jak dzisiejsze masowe media zachęcają nas do zakupu tego czy owego akcesoria.
Co prawda w dzisiejszych czasach nikt (poważny oczywiście) nie grozi nam piekłem czy innymi szatanami. Jednak dlaczego? Bo jest subtelniejszy sposób, i tak efektywny, i do tego istnieją całkowicie nowe narzędzia przekonywania. W dzisiejszych czasach całe kampanie reklamowe są prowadzone przez wyszkolonych psychologów, dokładnie wiedzących, co gdzie umieścić, by to do nas przemówiło. Jest to robione w takim stopniu, że sklepy są perfumowane, a lustra w garderobach tak oświetlane, byśmy wyglądali olśniewająco, natomiast te przy wejściu (gdy jeszcze nie mamy na sobie wciskanego nam produktu) w taki sposób, że trudno, byśmy wyglądali dobrze. Czyż to nie jest absurdalne, że wykupowane są dwa bilbordy obok siebie i naklejana jest ta sama treść, tylko po to, aby je wyróżnić wśród dżungli innych? Że wizerunek Świętego Mikołaja to wyłącznie sprawa Coca-Coli?
Dobrze, dosyć o tym. Jak widać sposoby manipulacji po prostu się zmieniły i się nadal zmieniają – na bardziej agresywne, ale też takie, którym trudno coś „zarzucić”. Kiedyś się wprowadzało ludzi w strach i była to skuteczna metoda. Teraz są inne skuteczne albo skuteczniejsze metody…
Czyż nie jest porównywalne, że dawniej Kościół kurwił tradycje i przede wszystkim wiarę – tak samo jak w dzisiejszych czasach robią to firmy? Ludzie wierzyli w piekło, więc Kościół w końcu postanowił to wykorzystać. Tak też robią to firmy. Kościół co prawda stworzył najpierw to piekło – ale co zrobiły przedsiębiorstwa? Prawie to samo – (nie mówię, że produkują piekła, ale że) wykorzystują już istniejące święta nadając im całkowicie inne oblicza i je popularyzując, co jest równoznaczne ze stworzeniem od nowa. Rzeczywiście niezbite jest to, że Kościół robił swoje sprawy wewnątrz, a firmy raczej ingerują w święta dla nich zewnętrzne. Jednak trzeba sobie wyobrazić czas, w którym Kościół miał monopol na większość dziedzin w życiu. Począwszy od edukacji kończąc na szpitalach. Dzisiaj nie ma organizacji, która ma aż taki wpływ na życie codzienne, a organizacji jest wiele, i nawet gdy dążą ku jednemu celowi, mają najróżniejsze nazwy. Najczęściej współdziałają ze sobą tworząc jedną, wielką, zwartą strukturę. Więc jeden taki „blok” (załóżmy – produkujący BMW) robi się całkiem spory i nieprzejrzysty – tak jak Kościół. Jeden taki „blok” pracuje tylko wewnątrz siebie samego. Tak więc BMW kupuje śrubki od swojego producenta śrubek, a skórę na siedzenia od swojego producenta skór na siedzenia. Taki „blok” staje się więc podobny do Kościoła. (Zauważcie, że czytając ostatnie zdania bez kontekstu, można byłoby odnieść wrażenie, że chcę pokazać BMW jako nowy Kościół).
A my tymczasem nie przestajemy się nabijać ze średniowiecza, ślepo wierząc, że „czasy się zmieniły”. Uważamy, że ludzie w średniowieczu byli naiwni, a sami nie widzimy, że wpadamy w często dosyć prymitywne pułapki masy firm. Sami jeszcze siedzimy w głębokim średniowieczu o lekkim makijażu.
Nonsens? Może…